Modelka od pierwszego wejrzenia
Film Modelka w reżyserii Madsa Matthiesena – Duńczyka ma coś z klimatu Larsa von Triera.
Nie tylko narodowość, ale pewien sznyt horroru z dużym prawdopodobieństwem osadzonego na faktach. Zwłaszcza zakończenie.
Obiecuję nie spojlerować – sami je zobaczycie, jak będziecie chcieli. Tymczasem można śmiało czytać dalej.
Kopciuszek jedzie na bal
Małe miasteczko w Danii. Jak widać małe miasteczka na całym świecie mają coś wspólnego. Zaściankowość. Ignorancję. Lub może tylko naiwność.
Zostańmy przy tym ostatnim. Dodajmy wiek głównej bohaterki filmu. Emma ma 16 a może 18 lat. Bo w sumie nie wiadomo, kiedy mówi prawdę, a kiedy zabawia się w Pinokia. W każdym razie bardzo młoda, niedojrzała osobowość, jednak już zdeterminowana. Uparta. Jak dziecko. Pewna swoich snów i marzeń. Będzie jak Chanel, a przynajmniej w jej ciuchach. Na wybiegu. Na okładce. W Paryżu.
Modelka z aspiracjami wyrusza wiec w podróż do stolicy très chic. A my z nią. Naturalizm ujęć, kamera z ręki dodają paryskiej wyprawie autentyczności.
A mnie ogarnia nostalgia, bo pierwszy raz sama pojechałam tam w jej wieku. Nie na wybieg. Zdaje się, że na uczenie się francuskiego.
Paryż różnił się od Warszawy. I od innych stolic, mniej lub bardziej socjalistycznych, które widziałam do tamtej pory. Do znaczących różnic należało to, że co drugi facet na ulicy zapraszał mnie na kawę, oferował pomoc, klucze, lekcje francuskiego, oprowadzenie po okolicy bliższej i dalszej oraz wycieczkę do Normandii, a nawet do Algierii. Szybko nauczyłam się słów mignonne, czasem z nana, czasem solo.
Oraz asertywności. Do tej pory przydawała mi się tylko w szkole i wśród rówieśników. To chłopaki na wuefie i na matematyce zapraszali mnie na spacery i do kina. Jednak nigdy dotąd faceci 30 +, nie mówiąc o takich w wieku mojego dziadka.
Tak samo Paryż ogląda bohaterka tego filmu. Historia duńskiej dziewczyny z małego miasteczka i Warszawianki z czasów sprzed UE do pewnego momentu są podobne. Różnica jednak jest zasadnicza – nie tylko w ciągu dalszym, ale już na wstępie. Ja nie jechałam tam jako ładna. Jechałam się uczyć. Ona jechała sprzedawać swoją urodę. Zapomniała jednak, a może nie zdążyła się dowiedzieć, że jeśli ktoś coś sprzedaje, to znaczy, że to ma, a jak się coś ma, to owo coś zawsze może zostać ukradzione.
Film Modelka opowiada banalną historię. Jest przewidywalny w zasadzie od pierwszej sceny. Nie wiem, na ile prawdopodobną, bo nigdy nie byłam modelką. Z tego co słyszałam od dziewczyn, które były – w dużym stopniu oddającą realia. Co nie znaczy, że na potrzeby filmu nie zostały one zmodyfikowane, przejaskrawione tak, żeby nadać im większy kontrast – stworzyć dominantę szoku.
Nie wiem, czy film Modelka jest produkcją z tezą. Czy ma przestrzegać, nieść kaganek oświaty, wpuszczać światło do ciemnych tuneli ciasnych wyobrażeń o splendorze wyższych sfer (estetyki) i demistyfikować sny. Być może. Jednak klimat zepsucia moralnego, mroczną stronę showbiznesu oddaje dobrze. Pokazuje pewien rewers, który gdzieś tam kiedyś mignął mi przed oczami. Tylko ja się zdążyłam przestraszyć. Nie byłam tak zdeterminowana, żeby robić karierę, czymkolwiek co miałam do zaoferowania.
Przypowieść o luksusie
Wychodząc jednak poza jednostkową, schematyczną i podrasowaną historię bohaterki, w pamięci pozostaje jeszcze metaplan tego filmu. Opowieść o luksusie. O luksusie władzy. Władzy doświadczonych nad debiutantami, władzy przebiegłych nad naiwnymi, władzy rzeczy nad człowiekiem. Wreszcie władzy piękna nad brzydotą. Lub odwrotnie…
To jest bardzo ciekawy kawałek.
Kulisy makijażu i stroju
Brzydka dziewczyna z duńskiej prowincji odpowiednio umalowana i przebrana trafia na okładki Vogue’a. Zmanipulowana, przekształcona z obiektu x w obiekt y. Nie chodzi tylko o tę dziewczynę, ale o każdą, odpowiednio wysoką (przynajmniej biorąc pod uwagę aktualne trendy, które ze względu na proporcje wymagane do montażu strojów jeszcze jakiś czas się utrzymają). Chodzi o to tendencję. Uroda jest zbyt nudna, zbyt przewidywalna. Można ją tylko podkreślać, ale nie odkształcać. Ważna jest charakterystyczność, oryginalność a ta na ogół oznacza, że coś do czegoś nie pasuje, coś się nie zgadza. A to przerwa między zębami, a to za długie nogi, za szerokie biodra lub za mały biust. A najlepiej wszystko razem.
Ja to bardzo dobrze rozumiem, bo w świecie mody, jak wszędzie a nawet bardziej, liczą się trendy. I ten akurat jest optymistyczny. Daje szansę brzydkim. Tylko, że oni są właśnie podatni na manipulację i sidła zastawione przy wodopoju…bo kieruje nimi pragnienie uwagi. Tak bardzo chcą być piękni, że nie widzą dobrze. Nie widzą prawdy i kłamstwa. Wpadają w pułapkę iluzorycznego odbicia własnej doskonałości. Trochę jak narcyz – ten, który się przejrzał w sadzawce, ale bardziej bezpodstawnie. Zapadają na anoreksje, na sztuczne biusty i hialuronowe wargi. Na sztuczne, zmanipulowane piękno. Wszystko po to, żeby znaleźć się na okładce. Czegokolwiek. Np. fejsbuka albo instagrama albo Vogua’a. Albo po prostu w centrum patrzenia innych. Za wszelką cenę. Za cenę gwałtu.
Haute couture ulicy
Jednak mimo tego zepsucia świata haute couture: sex, drugs & rock’n’roll + nieletni, to jedna rzecz błyszczy nie jak blood diamond, ale jak koralik nadziei. Piękno lub brzydota modelek, jakkolwiek to nazwiemy, są naturalne. Te dziewczyny mają tak małe biusty, bo prawdziwe. Tak płaskie usta, bo nienadmuchane. Tak bujne piegi, bo niewywabione cosmelanami. Tak szerokie diastemy, bo nieprostowane drutami. A niektóre nie są nawet szczupłe, bo grubokoścista sylwetka nigdy nie nabierze smukłości. I to jest niesamowicie seksi. Naturalizm.
Więc proszę mi tu nie wciskać w różnych kampaniach społecznych, że świat mody kreuje choroby psychiczne, lansując niedoścignione ideały jako jedyny obowiązujący wzorzec, bo chyba jest zupełnie na odwrót. Nie tylko po rozmiarach ubrań, przynajmniej w Polsce, sądząc. Rynek konsumpcyjny kreuje modę na zupełną odwrotność haute couture. Na standard.
Podobało wam się w Paryżu?
Ps. Inne francuskie recenzje niefrancuskich filmów znajdują się po prawej stronie 😉
Facebook Comments