Budżet w podróży jest drugorzędny w stosunku do dobrego humoru
|||||||

Zielone na podróże

Budżet w podróży dzielony na 2

Zastanawiasz się pewnie, skąd ludzie mają kasę na podróże. Na ten temat napisano już setki artykułów, więc nie będę się powtarzać. Różni ludzie z różnych źródeł. Zawsze najlepiej sprawdzają się zasoby łączone i niestety (piszę niestety, bo na ogół podróżuję sama) dużo bardziej się opłaca (finansowo) zwiedzać świat w duecie. Dzielicie się rolami i funkcjami wykonawczymi, np. jedno pilnuje bagażu, drugie ogarnia nocleg tj. chodzi, szuka, negocjuje, łapie autobus, prom, stopa, podjeżdża samochodem, wypożycza skuter – jest wygodniej. Mniejsza samodzielność, węższa specjalizacja, jakby co wiadomo, kogo winić i do kogo mieć pretensje. Mieć ich nie warto, bo podróż okaże się mniej przyjemna.

Dwójki i hostele, a na deser couchsurfing

Z drugiej strony hotelowa dwójka praktycznie zawsze kosztuje tyle samo co jedynka (lub jest tańsza nie więcej niż 20 %), a tu dzielicie się na pół. Dostajecie wyższy standard za niższą cenę. Tylko dlatego, że przyprowadziliście dodatkowego klienta. Wynajem mieszkania, wynajem domu (wersja raczej dla grupy) jeszcze lepsza proporcja ceny do jakości.
To są niewątpliwe plusy.
Minusy jednak też niczego sobie. Przypuśćmy, że chcecie jeszcze bardziej obniżyć koszty. Idziecie do hostelu. Do wieloosobowych pokoi. Jesteście np. chłopcem i dziewczynką (świat jednak konsekwentnie uprawia nietolerancję w dziedzinie orientacji – jest heteroseksualny) dostajecie więc oddzielne pokoje, a wcale się nie pokłóciliście. Pokłócić się możecie dopiero potem. Chyba, że noc rozłąki dobrze scementowała wasz związek, bo jesteście już sobą trochę znudzeni i potrzebujecie przerwy.

Inną opcją jest couchsurfing, w tym przypadku lepiej być w parze (choć to zależy, jak dosłownie rozumiecie couchsurfing) – zwłaszcza w Indiach. Jako pojedynczy chłopiec raczej nie macie szans na taki nocleg, jako pojedyncza dziewczynka jak najbardziej. W wersji z niespodzianką w postaci śniadania do łóżka. Wszystko zależy od tego, po co podróżujecie i jak głęboko chcecie pozwolić na immersję obcej kultury w waszą florę bakteryjną.

Pizza na pół

Jak już jesteśmy przy jedzeniu.

Jedzenie w Laosie podczas dłuższej podróży autobusem wliczone jest cenę biletu
Vege food in Laos

Przed duetem otwierają się bardziej różnorodne opcje kulinarne. „Jedz ile chcesz za 5 $” albo różne testery, pardon, przystawki które można sobie pozamawiać i podegustować zbiorowo, bo zawsze ktoś zje, a najczęściej on.

Danie za 10 tyś. kipiów w Laosie - grill lokalny
Lokalny grill w Laosie
Talerz wege za 10 tyś kipów na targu w Laosie
wegetariański obiad w Laosie
Danie z popularnej restauracji w Wientiane w Laosie
Jedzenie w Laosie

Wygoda! Różnorodność! Pycha! No chyba, że wasza składkowość zasadza się na takich samych zasadach jak podczas rejsu. Każdy wrzuca do wspólnego budżetu taką samą kwotę przeznaczoną na zakupy alimentariów na jachcie. A potem się okazuje, że wy nie jecie nic, a inni…ciągle. Nie będę wam zaglądać do kieszeni i do karty menu, więc skalkulujcie sobie sami.

Środki transportu

Samochód

Wynajem samochodu – kwestia oczywista. Np. w Afryce, 100$ dziennie – cena uśredniona i dość optymistyczna – + afrykańskie realia. Czy wyobrażam sobie takie rozwiązanie? Wyobrażać, to sobie wyobrażam, choć na 100$ dziennie to mnie nie stać, a z braku afrykańskiego doświadczenia (poza północą) apriorycznie tj. z mojego polskiego fotela nie zdecydowałabym się. Być może na miejscu zmieniłabym zdanie. Gdyby nie te 100$.

W USA temat wieloosobowych podróży nabiera z goła jeszcze innego wymiaru. Np. wjeżdżając do parków narodowych, płacicie za samochód. Warto licznie się rozmnażać i mieć na to środki. Karnety rodzinne to oddzielny temat. Zresztą funkcjonują też w Hiszpanii. Nikt was nie zapyta, czy to wasza córka, czy dziewczyna, które dziecko jest z którego małżeństwa. Grupa to podstawa. Po prostu w Ameryce – kraju dużych porcji – liczą się też duże zbiory wieloosobowe. Acha, namiot każdy może mieć swój – płacicie za samochód i za przestrzeń kempingową. Najwyżej będzie wam ciasno.

Promy

Na promach, np. w Indonezji płacicie często też za samochód lub za skuter, motocykl. Hmm…wiadomo, że w Azji dość dużo osób może się zmieścić na jednym dwuśladzie. W tej samej Indonezji w sumie nie do końca wiadomo, za co zapłacicie i ile zapłacicie, więc proszę (przynajmniej w kwestii konkretów finansowych dotyczących tych wysp) nie łapać mnie za słowa. Może się zwyczajnie okazać, że skuterem/samochodem wypożyczonym na jednej wyspie nie przeprawicie się na drugą. I nie mam na myśli wpław. Tylko widzimisię, regulacje wewnętrzne, które zawsze można znieść stosowną opłatą…płaconą często wielokrotnie.

Pociągi, autobusy

W Indiach rezerwacji dokonuje się z trzytygodniowym, trzymiesięcznym, diabli wiedzą ilorocznym wyprzedzeniem. Może jakiś pojedynczy bilet uda się ugrać, ale dwa? Stopień trudności wzrasta. W Laosie, Tajlandii jeśli chcecie mieć pewność, że pojedziecie, bo wsiądziecie, zostają wam opcje turystyczne, czyli w tym momencie tracicie bardzo dużo jako para, która razem chce się udać w miejsce x w czasie y i mieć pewność, że na 100% zmieści się w autobusie, a autobus odjedzie. W Malezji, Australii, USA, Europie (to zależy której) jesteście panami dróg. Opływacie w luksusy potwierdzeń i zapewnień. Wszystko też działa przez internet, a nie przez okienko, które jest otwarte albo nie, na dworcu który jest nie wiadomo gdzie, bo właśnie się przeniósł i jest gdzie indziej.

Bemo, tuk tuki, lokalne busy

W Azji, Afryce, Ameryce Środkowej odjeżdżają, jak są pełne…czyli przepełnione. Kto by jechał na pusto? Na to mogą sobie tylko pozwolić rozpieszczone społeczeństwa kapitalistyczne, którym od nadmiaru pieniędzy i możliwości przewraca się w głowie. Dwie osoby albo jeszcze więcej już robi tłok. Szybciej odjedziecie. Może tylko jedną stroną ciała będziecie dotykać (bardzo z bliska, bardzo intensywnie i bardzo długo) obcego tubylca. Jest to jakieś rozwiązanie gwarantujące minimum intymności.

Nocne busy azjatyckie

To bardzo ciekawa propozycja sprzyjająca integracji. W Indiach, Kambodży, Wietnamie, Laosie i Chinach i pewnie jeszcze gdzie indziej łóżko jest podwójne, a bilet sprzedawany pojedynczo. Teoretycznie gwarancja nietykalności to wykupienie 2 miejsc, jeśli nie chcecie przeżyć romantycznej albo dziwnej a w każdym razie bezsennej nocy, tylko że…przypominam, jesteśmy w Azji, więc gwarancja nie zawsze działa, i oględnie rzecz ujmując, jest sformułowaniem mocno umownym. Ahoj, przygodo! We dwójkę macie większe szanse…chyba, że dokooptują wam Azjatę do trójkąta.

Waran na przechadzce na wyspie Tioman w Malezji
waran w Malezji

Samoloty

opcja A

Regularne linie sprzedają bilety dla grup (co odnosi się zresztą też muzeów, seansów filmowych itp.), więc w teorii opłaca się skrzyknąć 10 albo 8 osób (sprawdźcie, bo ja nigdy nie korzystałam z tej opcji) i polecieć taniej. Oczywiście nie dotyczy to wszelkich budget airlines, gdzie, będę się upierać, dostajecie skórkę za wyprawkę. Bo jak sobie doliczycie wszystko, na czym oszczędzacie, to wam wyjdzie, ile dopłacacie. O tanich liniach pewnie napiszę oddzielny artykuł i tym sposobem dożywotnio pozbawię się możliwości reklamy tychże. Chyba, że na rynku lotniczym nastąpi rewolucja (na pewno nastąpi, pytanie tylko kiedy) i niektóre upadną (tak jak PKP).

opcja B

Bilety kupowane w promocji to określona pula biletów. Jeśli chcecie lecieć razem, to sami wiecie. Można zrobić to z dużym wyprzedzeniem (first sale) i to ponoć działa. Ja kupuję bilet zawsze w ostanim momencie i w sumie jestem zadowolona z rezultatów. Do Indii poleciałam za 1200zł, ze względu na palec, rezonans (link) bilet był przebukowywany (bez dodatkowych opłat), lot z Indonezji do Holandii od mojej decyzji zakupowej dzieliły 24 godziny i kosztował tyle samo…w klasie biznes. Następnie nawalił mi couchsurfing w Amsterdamie (jakoś mam pecha) i Wizzer do Warszawy, bagatela, wyniósł mnie prawie 600 zł. Może gdybym działała w parze, to by mi nie nawalił?

Trudno powiedzieć. Jednak w tym samym Amsterdamie ceny w hostelach urywają głowę i przyprawiają o gwiazdki szoku kulturowego, po tych azjatyckich, a zasady są prawie amerykańskie. Nie płacicie za łóżko tylko za salę. Jak podróżujecie w 15-sto osobowej grupie, to może wyjdzie wam ze 100 zł za noc. W innym razie odechciewa się wam Amsterdamu. Zwłaszcza w lipcu, kiedy panuje listopadowa pogoda, a wy właśnie wracacie po pół roku z tropików na polskie lato, Amsterdam już widzieliście i zawsze była w nim ta sama pogoda, choć trochę niższe ceny.

Budżet w podróży jest drugorzędny w stosunku do dobrego humoru. Tabliczki z podstawowymi zwrotami po laotańsku przed hostelem Lao Vallalla.
Laotański w pigułce

Facebook Comments

Podobne wpisy