Szamani z importu
Spotkanie z szamanem. Inkaskim.
Niski. Pękaty. W cywilu. Jak ci Indianie peruwiańscy, co grają na ulicach. Na fujarkach.
W pióropuszach. A ten w cywilu. Czerwona koszulka i dżinsy. I tłumaczka – koleżanka – dawno niewidziana. Ucieszyłam się. Widać, że jego hiszpański – język wyuczony. Słychać i czuć. W wibracji każdej sylaby. Dobrze. Jakby szeptucha mówiła piękną polszczyzną, pewnie bym powątpiewała w jej autentyczność. A tak lepiej.