Wsiąść do pociągu
TLK relacji Poznań- Warszawa
Planowany czas odjazdu: 15.41. Planowany czas przyjazdu 18.15. Wyjeżdżamy o 16.49. Dojeżdżamy o 21 z minutami. Już mi się nie chce dokładnie sprawdzać z jakimi. TLK to nie ekspres TyLKo przygody murowane. Mentalnie odjechałam do Azji. Rozkłady się zgadzają i stopień gęstości zaludnienia. I ta pokora ludu. Niepokorna, nie poddaję się. Idę do Warsa. I dzieje się cud! Jedno miejsce wolne. Pytam, czy mogę.
– Ależ tak! – wykrzykuje pani przy stoliku i oczy się jej świecą ze szczęścia.
Siadam i dopada mnie huk i prawie że fontanna odprysków piure ziemniaczanego. Widelec zadzwonił o talerz a może o blat. Dzierży go Leonardo DiCaprio z filmu Co gryzie Gilberta Grape’a. Pani tymczasem zaczyna swoją opowieść:
– Bo ja pracuję w bibliotece. Teraz młodzi mało czytają.
Właśnie wyjęłam książkę i poczułam się stara. Obok mnie, dziewczyna w wieku ok. dwudziestu lat też z nosem w lekturze i słuchawkami na uszach. Zazdroszczę jej tych słuchawek.
– No mało – przyznaję znad akapitów.
– Bo wie pani, ja w pani wieku czytałam jedną książkę dziennie.
To już nie wiem, czy młoda czy stara jestem w końcu. Zdarza mi się czytać dziennie trzy, a potem przerwa na trawienie. Treści.
– I na przykład czytałam…
o Jezu! – myślę znad Miss HIV Hugo Badera.
– I nie tylko powieści.
– No ja też nie tylko. Powieści raczej nie czytam – brak podzielnej uwagi doskwiera mi coraz bardziej.
– Dużo dobrej prozy wtedy było. Nie to co teraz – dodaje.
– Yhm. Teraz też jest trochę dobrej – reflektuję się.
– Ale pani nie pamięta! – ekscytuje się coraz bardziej.
No chyba jednak młoda jestem.
– Bo kiedyś to przychodzili i pożyczali. A teraz nuda.
– Nuda – zgadzam się.
Matka piła? – to Hugo Bader – A skąd wiesz? Strona 97.
– Nie! Nie! Nie! – krzyczy DiCaprio, a ja uchylam się przed ziemniakiem. Dziewczyna ze słuchawkami podskakuje.
– Pani coś zamawiała? – to podchodzi kelner albo barman z Warsa.
– Tak. Herbatę poproszę.
– A ja to bym setkę strzeliła – odzywa się pani i wzrok się jej rozmarzył. – Ech, kiedyś to lubiłam się zabawić. A potem mąż mnie zostawił. W dodatku z dzieckiem! Wyobraża sobie pani?!
Patrzę na Leonarda
– Mama, kurwa! Kurwa, kurwa, kurwa!!! – wykrzykuje. Dziewczyna z telefonem doznaje wytrzeszczu. Ja chyba podobnie, ale trudno mi to ocenić.
– Nie można mówić brzydko. Lepiej jedz ziemniaczki, kochanie.
– Kurwa! Nie będę!
Po ulicy chodzą jakieś dziwki i psy z podkulonym ogonem. Zimno. – to Hugo. Chyba.
– Jedz! Dobre ziemniaczki. Am, am.
Chłopiec manewruje łyżką i nie trafia nią do ust, ale na kolana. I niżej na podłogę. Schyla się.
– A co ty pies jesteś, że z podłogi będziesz żarł?
Zaczyna ryczeć, a mnie boli głowa. Patrzę na zegarek. Jest 17.17.
– Bo jak mąż mnie zostawił…
Uff udało mi się przeczytać cały akapit, ale coś mnie wyrywa. Ktoś mnie szarpie za rękę. To chyba ten wytatuowany zbój ze 111 strony. Grisza Zbawiciel, znaczy.
– Pani słucha!!! – patrzę oniemiała na brudne paznokcie na moim nadgarstku.
– Wie pani co – cedzę słowa, rozplatając jej uścisk- ja zadzwonić muszę do pracy.
– Do pracy? Taka młoda? Myślałam, że studentka.
Nie weźmie mnie na ten komplement. Grube szkła okularów z lat osiemdziesiątych zaparowały od pociągowej duchoty i widzę na nich kawałek ziemniaka. Jest alibi.
Wyjmuję telefon. Przyciskam klawisze (bo to nie smartfon) i dzwonię do siebie.
– Cześć.I jak z tym tekstem robimy? – pytam. – Na teraz? – gram zaniepokojenie. – Jasne! Zaraz wyciągnę laptopa. Trochę średnie mam warunki, ale spoko. Napiszę. I wyślę. Tak. Już włączam. W taczu. Dzwoń, jak będą jakieś uwagi.
Żałuję, że rozminęłam się z powołaniem. Mogłam zostać gwiazdą. Wtedy nie jeździłabym pociągami.
Dziewczyna ze słuchawkami patrzy na mnie dziwnie, a potem uśmiech zaczyna jej drgać w kącikach ust. Prawie jak tik nerwowy.
Rozpakowuję srebrne jabłuszko. Trochę się obawiam ziemniaków. Kotletem chyba nie będzie rzucał. Ta dam ta dam! – rozlega się. Powstał, choć bateria wieszczy krótkie zmartwychwstanie. Odgrodzona plecami ekranu od mojej rozmówczyni, zaczynam robić porządek w poczcie mailowej. Odpowiadam na komentarze. Coś mnie podkusiło i włączam aktualizację wtyczek. Głupi pomysł, bo internet szlag trafił. Ja studentka jestem w pracy.
Trzeci, a może piąty, bohater w TLK
– To jest stołówka, a nie biuro. Proszę schować laptopa – to kelner albo barman. Całe szczęście, że nie łapie mnie za rękę. – Proszę opuścić przedział restauracyjny – dodaje niecierpliwie, bo nie przerwałam w pół czynności ponownego łączenia się z internetem.
– Piję herbatę. Z herbatą mam iść?
– Herbatę proszę zostawić.
– Zapłaciłam za nią.
– To proszę dokończyć i schować komputer. A potem iść do swojego przedziału.
Chyba oczekuje ode mnie tak jest!
– Wie pan, że tam nie ma miejsc – niespecjalnie liczę na jego empatię. I najwyraźniej realistycznie oceniam sytuację.
– Ludzie czekają!
Patrzę, czy Leonardo będzie strzelał kartoflami. Ale nie. Chłopiec się skulił. Przestraszył. Matka uśmiechnięta, ale już w ułamku sekundy obrażona. Duża labilność. Groteskowa ekspresja. Tak jak w manii. I wzrok szklisty. Podniecony i nieobecny jednocześnie. Pasują wszyscy do siebie. We trójkę. W tym wagonie podczepionym do szalonej lokomotywy.
– No czekają, aż pociąg wreszcie dojedzie – zarzucam haczyk. Będzie brał robaka?
– Pani nie dyskutuje! – piekli się. Chciałby mi pogrozić, ale ma zajęte ręce. Tacka zaraz mu spadnie i DiCaprio będzie miał wyżerkę.
Asertywny typ z tego barmana, zupełnie nie we współczesnym mainstreamie – myślę i przypomina mi się woźny z mojej podstawówki, który nie wpuszczał ryczących dzieciaków bez worka. Jak tu wrócić do domu po juniorki? Przecież rodzice już wyszli. Klucza nie ma, bo po powrocie ze szkoły mama już będzie. Siedzieć w szatni? Też nie można, bo szatnie zamyka. Pójść na spacer z tornistrem? A może wsiąść do PKP. Na gapę. Do kibla. I pojechać sobie do Łodzi. Albo jeszcze dalej. Do tego czasu nawet tata już wróci.
Tak się rodzi miłość do podróży.
I ja i PKP wciąż jesteśmy tacy sami.
Monopolista i ta co dyskutuje.
***
A tymczasem w długi weekend majowy 2016 PKP rozdaje wejściówki po 39 zł. Nie wiem, czy na TLK, ale
powodzenia!
Update: Mamy lato 2018. W TLK nic się nie zmieniło. Choć bilety zdrożały.
Na ciąg dalszy zapraszam do Świnoujścia.
Facebook Comments