Twierdza Dubrownik
||

Dubrownik gra o tron dla najlepszego turysty

Kto widział Grę o tron? Ja nie, ale turyści w Dubrowniku na pewno tak. Teraz jego serce bije mocniej i znów stał się portem pulsujących arterii. Tłocznych ulic i chwilami ledwie drożnych zaułków.

Dzieje miasta Dubrownik

Sinusoidę jego rytmu tworzyły jednak gwałtowne przypływy i odpływy. Zanim stał się stolicą serialu, to w pigułce, którą znają tylko łykacze pigułek, wyglądało to tak:

Stari Grad, czyli to co będziecie zwiedzać, było kiedyś małą wyspą Lausa. Prawie bezludną: mini osada, kościół i bagnisty przesmyk – jedyne połączenie ze stałym lądem. W X wieku vis a vis tej osady, zwanej Ragusium, Słowianie założyli drugą – właśnie Dubrovnik. W XII zasypano przesmyk, który aktualnie nazywa się ulicą Stradun, czyli głównym deptakiem. Na kolejnych kartkach z kalendarza flauta pojawiała się raczej rzadko. Znacznie częściej szkwały, sztormy i pomyślne wiatry. Dubrownik jak przystało na typowy port zaliczył wiele przygód i zmian tożsamości narodowej. Twierdza – obowiązkowy punkt programu wycieczki – jednak strzegła go dzielnie. Na tyle dzielnie, że bez większych przeszkód stał się de facto niezależnym państwem – Republiką Dubrownicką. Potęgą handlową, która mnożyła zyski w kieszeniach patrycjatu. Do czasu.

Krach na giełdzie to miasto-państwo zawdzięcza Kolumbowi, który wpadł na głupi pomysł, żeby odkryć Amerykę, chociaż w swojej biznesowej prezentacji przestawił zupełnie inny plan. Zrealizowana wizja wariata zwykle pociąga za sobą konsekwencje tajfunów zmian. W tym przypadku była to plajta handlu śródziemnomorskiego. Akcje wszystkich tras poszły gwałtownie w dół. W czarny czwartek dotychczasowe mapy przestały być aktualne. Świat wyszedł poza kontury nawigacji. Włoch pod banderą Kastylii pokrzyżował szlaki handlowe, czyli szyki dubrownickich kupców.

Koleje przygody, kolejne zmiany stempli. Dobrnęliśmy do Królestwa Jugosławii w 1918 roku, okupacji włosko-albańskiej podczas II wojny światowej, czasów Tito i…kolejnej wojny. Znów przydała się twierdza. Siedem miesięcy oblężenia i ostrzału artyleryjskiego, z którego miasto jednak nie wyszło bez szwanku. Może nie do tego stopnia co warszawska starówka, ale Dubrownik, który oglądacie, w dużej części jest rekonstrukcją.

Kto wyznacza trendy

Dubrownik to nie Angkor Wat. Wszystko je różni. Klimat, historia, położenie geograficzne, architektura, a nawet ceny. Jednak w oczach turysty te zbiory artefaktów historii spięte klamrą bajkowej scenerii mają więcej cech wspólnych niż rozłącznych. Większość populacji jest przecież zorientowana na podobieństwa, a nie różnice. Kiedyś mnie to tak zafascynowało, że postanowiłam studiować psychologię.

Te adresy łączy przede wszystkim popularność. Cecha opłacalna zwłaszcza biznesowo. Działa tutaj reguła: to, co podoba się wielu, musi być piękne. Autorytet wystawia certyfikat zgodności z tą tezą. Tym sposobem fundament i szalunek są gotowe. Trudno oszacować popularność Dubrownika przed 1979 rokiem (trzeba by zagłębić się w archiwa), kiedy został odznaczony medalem UNESO. Po raz pierwszy trafiłam tam, jak już na tej liście wyróżnionych figurował. Mniej tłoczny, bardziej prawdziwy, ale pewnie też dlatego, że okoliczności wtedy panowały niewesołe i mało turystyczne. Poza tym w tamtych czasach Gra o tron prawdopodobnie nie istniała nawet jako koncept, w przeciwieństwie do serii Tomb Raider. Shooting location to kolejny stopień (do) zatłoczenia. Albo do piekła.

W linku przykład wycieczek sprofilowanych albo szytych na miarę gustów filmowych.

Mechanizm tej machiny jest prosty: znaleźć ładne, powiedzieć przez megafon, że ładne, wystawić laurkę, ustawić reflektory, wyciągnąć kamery, nagrać film, a potem odcinać kupony. My, blogerzy turystyczni albo podróżniczy jesteśmy jednym z ogniw tego perpetum mobile.

Dubrownik wydał mi się miłym spacerem

Miejscem, które może cieszyć oko i napinać cięciwę wyobraźni, a jednak mam taką małą fobię – nie lubię tłumów, nie lubię tego, co popularne. W niektórych miejscach, nie tylko w Indiach, ziemia wydaje mi się przeludniona.

Dubrownik bez bohaterów drugiego planu jest praktycznie niemożliwy. Wszystkim fotografom architektury proponuję się tam wybrać o wschodzie słońca. Pozostałym rezerwować stoliki kawiarniane z wyprzedzeniem.

Pamiętam, jak w Angkor Wat, jeszcze zanim ognista kula żaru wtoczyła się na horyzont – miękkie, rozproszone światło – a potem w upalne południe, starałam się wyprzedzić wszystkie pielgrzymki. Wśród ruin, na poligonie skwaru, doganiały mnie dzieci z bransoletkami za 1 $ i bez bransoletek w tej samej sprawie. Angkor Wat mnie zachwycił, ale zmęczyły mnie ucieczki przed ludźmi, których zachwycało to samo, a może po prostu postanowili obejrzeć oryginał Lary Croft? Żebrzące dzieci niczym komary na Tioman nie poprawiały mi humoru tej wycieczki. Pokazywały prawdziwą twarz turystyki. Zupełnie niewesołą. Ten namalowany grubą warstwą farby olejnej uśmiech clowna skorodował moją wrażliwość. Terpentyna nie działa.

Historia jednej widokówki

Coś mnie podkusiło i na instagramie i na facebooku ogłosiłam fotograficzny spacer po starówce Dubrownika.

#dubrownik tym razem #streetphoto. Przyłapane gdzieś na starówce…Jak patrzę na ten obrazek, to zadziwia mnie zdolność selektywnej uwagi…tam są tłoki! Nawet w maju 😱🤸‍♀️ Są takie miasta, a raczej starówki, choćby rzymska, gdzie turyści nigdy nie śpią, choć już np. Neapol w listopadzie, grudniu był elegancko puściutki 😘 Ktoś doświadczył Dubrownika bez turystów? A kto się dopiero wybiera? Na blogu znajdziecie opowieść o tym, co wydarzyło się po drodze „na Dubrownik”, a galeria foto jest w produkcji 😍 Wpadajcie! Żeby posurfować po mapie świata, bo…ostatnio pisałam o Salwadorze ❤ . . . #streetphotography #hamaklife #travelbloger #travelphoto #igcroatia #chorwacja #historicsite #zwiedzanie #wakacje #croatialovers #croatiatravel #croatiatrip #girltravel #unesco #oldtown #podróż #podroze

A post shared by Dominika Sidorowicz (@hamaklife) on

Zabieram Was więc na krótki tour, jak to mają w zwyczaju przewodnicy wycieczek…

choć o wiele bardziej podobało mi się po drodze do Dubrownika 🙂

Dubrownik foto spacer

Po kliknięciu w obrazek, możesz uruchomić pokaz slajdów.

Jedno ze zdjęć to prima aprilis. Czytając ostatnio książkę Pałkiewicza o Dubaju i Pauliny Wilk o miastach przyszłości, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że już niedługo będziemy oglądać takie idealne zainscenizowane obrazki. Mój jest tylko szkicem roboczym, któremu do doskonałości brakuje wiele zbędnych pikseli. Falsyfikat chyba widać gołym okiem? 😉

Nie za bardzo rozumiem, dlaczego nie wyświetlają się podpisy zdjęć oraz skąd się bierze wybiórcze skalowanie, ale podejrzewam, że w toku testów to odkryję i poprawię ;).

Jeśli obrazków okazałoby się zbyt mało, polecam zerknąć na ten artykuł z innego bloga.Zawiera szczegółowy opis porządku zwiedzania.

Niezmiernie mnie ciekawi, czy ktoś z Was uprawia turystykę filmową? Zwłaszcza, że na liście moich wymarzonych zawodów figurował kiedyś researcher plenerów filmowych…

Facebook Comments

Podobne wpisy