Śniadanie z Wenus
|

Śniadanie z Wenus

Przyszłam tu z talerzem – zaczerpnąć świeżego powietrza – bo podłogę stołówki przykrywa wykładzina. Czyszczona mopem. Bez dodatku płynu do mycia naczyń i pucowania linoleum. To azjatycko-chiński zwyczaj prania dywanów. Powoduje intensywny zapach. Wody zmieszanej z lepkim brudem. Raczej niesprzyjający jedzeniu.

– Want some fruit for the breakfast? – Wenus odwraca się w moją stronę – I can share.
– Strawberries cherries? – zastanawiam się, czy potem będę musiała zdjąć ostrogi.

Allah akbar!
|

Allah akbar!

Żeby nie było nudno jedzącemu, to wszystko w tej potrawie jest zaskakujące. Nie będąc specjalnym fanatykiem jedzenia, choć zdecydowanie testerem nowości wszelakich, nie tylko kulinarnych, w życiu bym się nie domyśliła, co właśnie spożywam, gdyby – tak, jak to się dzieje na filmach o terrorystach – zawiązali mi oczy i kazali zgadnąć, co jem. Na Allaha, oblałabym!