Dzień, w którym zostałam modelką iluzji. W Penang 3D Trick Art Museum.
Malezja słynie ze świetnego jedzenia.
Ma jednak do zaoferowania coś jeszcze – nie tylko tym, którzy przyjeżdżają tu dla spożywczaków, czyli bezprecedensowo zaskakującej kuchni malezyjskiej albo dla krzaków, zwanych dalej dżunglą – posiada świetnie rozwiniętą sieć muzeów i galerii. Jestem pod nieustającym wrażeniem wystawienniczej sztuki malezyjskiej oraz kreatywności w tym zakresie!
Bo w Malezji nawet jeśli nie ma co pokazać, to jest…co pokazać, bo często nie chodzi o co, ale o jak. To kraj formy, stylu i smaku. Oraz świetnej zabawy! Dla miłośników wyrafinowej estetyki – idealny. Dla tych, którzy wędrują przez świat w celu degustacji dań, bo nie alkoholi (Malezja to kraj muzułmański) – smakowity.
I wreszcie dla tych, którzy lubią się pośmiać i pobawić zupełnie po dzieciakowemu – niczego sobie 🙂
Ponieważ mało mnie widać w tym blogu i niektórzy nawet nie wiedzą, jak wyglądam, więc dzisiaj się dowiecie ;).
Tego dnia w Malezji, w Georgetown w Penang 3D Trick Art Museum, wreszcie ktoś zechciał mnie sfotografować i nawet nie miał wyboru, bo było to obowiązkowym punktem programu zwiedzania.
Bawiłam się świetnie i zostały mi pamiątki z podróży!
Bo wiecie, co? Cały czas nie kupiłam wysięgnika do selfie, chociaż ma go nawet mój tata (sic!) ;). Dlaczego nie zaszalałam tak egocentrycznie? Bo wystarczyło mi tachanie statywu. Ten ani razu nie użyty niezbędnik fotografa zawadzał mi niemiłosiernie przez pół roku solowego szwędania się po Azji z dwunastokilogramowym plecakiem! Bo zapewniam, w takich okolicznościach każde 100 gram mniej jest na wagę złota!
Muzeum Iluzji w Georgetown, czyli Penang 3D Trick Art Museum to raptem kilkanaście sal z czterdziestoma muralami wykrzywiającymi perspektywę na różne sposoby.
Dodatkowo znajdziecie tam formy wypukłe, czyli realistyczne odlewy. Jedne i drugie same w sobie nie są żadnym dziełem sztuki, zwłaszcza w porównaniu ze street artem, (o którym również opowiem w niedalekiej przyszłości), fun zaczyna się wtedy, jak wstawiacie się w te obrazki, przytulacie do rzeźb, a chodzący z Wami osobisty przewodnik upamiętnia te chwile.
Tak jest! Wszyscy goście muszą się obowiązkowo sfotografować w każdej scenerii i w towarzystwie każdego mieszkańca tego bajkowego świata.
Jak widać m.in na poniższym obrazku przewodnik nie został specjalnie przeszkolony w celu ustawiania ostrości i nie dawajcie mu przypadkiem do ręki aparatu z funkcją manualną. Malezja to królestwo elektroniki, smartfonów oraz różnych technologicznych gadżetów obsługiwanych jednym guzikiem.
Ubierzcie się więc jakoś szykownie, upudrujcie lico i poćwiczcie najbardziej korzystny wyraz twarzy przed lustrem, zanim wyruszycie! 😉 Chociaż z zaskoczenia też nie najgorzej to wychodzi, bo ja wybierając się tam na spontanie, nie zdążyłam podjąć wszelkich środków ostrożności, bo w końcu szłam oglądać, a nie być oglądana.
Ceny wstępu do muzeów malezyjskich są stosunkowo wysokie, zwłaszcza w zestawieniu z cenami transportu i żywności. Wahają się w granicach 10-28 ringgit, czyli pi razy oko tyle złotych.
Oczywiście dzieci płacą mniej. Zwłaszcza malezyjskie. Ten kraj prowadzi jawną politykę podwójnej taryfikacji dla cudzoziemców i własnych obywateli. W przeciwieństwie do Indonezji, w której ceny są umowne i biorąc pod uwagę tę umowność, liczcie się z tym, że jako obcokrajowcowi grozi Wam o jedno zero więcej.
Jednak każde muzeum honoruje międzynarodową legitymację studencką, może być nawet doktorancka (działa!), więc jeśli tylko takową dysponujecie, to koniecznie weźcie ją ze sobą do Malezji. Podobno takie legitymacje można też zakupić na Khao San Road w Bangkoku, ale tego akurat nie sprawdzałam, choć widziałam taki falsyfikat – wyglądał bardzo przekonująco ;).
Niektóre obiekty na swoich fanpage’ach ogłaszają promocję w rodzaju: ftorki z Lordem albo poniedziałki gratis. Warto zawczasu wyszukać taki fanpage, zalajkować i zapisać na smarfonie zniżkowy lub darmowy voucher. Poza tym muzea i galerie w Malezji miewają wolne dni wstępu, kiedy za bilety się nie płaci. Przykładowo w Malacce był to wtorek, w Kuala Lumpur czwartek. Warto jednak sprawdzać na bieżąco.
Akurat sale w ultrafiolecie lepiej wyglądają w rzeczywistości niż na zdjęciach.
Człowiek ma wrażenie, że właśnie zanurkował w jakąś halucynogenną krainę.
Informacje praktyczne o Penang 3D Trick Art Museum oraz recenzje innych gości niekoniecznie tak zachwycone jak moja 😉
Gotowi do podróży?
Kierunek Malezja! 🙂
Albo jeszcze dalej! 🙂
Nie tylko nieletni będą zachwyceni tą wycieczką! Warto czasem/ często schować dorosłego i wypuścić wewnętrznego dzieciaka na wolność! 😀
Facebook Comments