One nothing for sale
Są różne strategie sprzedaży biedy
Natarczywość lub uśmiech. Uśmiech lub obojętność.
Jak patrzę na nich, jest mi wstyd. Wstyd, że jestem, że mam się dobrze, że stać mnie na telewizor i wyprawę do cyrku. Cyrk grają mistrzowsko. Ja nieźle się trzymam w kostiumie białego. Biały, bogaty – uśmiechnięty, że ładnie. Zły, że gorąco. Zdegustowany, że oni coś chcą.
Oni, one, dzieci – zwiadowcy dorosłych.
Ta strategia teatru emocji jest niesmaczna – jak zwarzone mleko, którym nie można ugasić pragnienia. One chcą, ja nie chcę, żeby coś chciały.
Co ja mogę im dać poza swoim wstydem?
Dolara za każde wstydliwe spojrzenie? Dolar spotęguje niesmak, bo i tak każdy nie dostanie. Nie mam tyle dolarów.
To się nie kalkuluje z punktu widzenia sprawiedliwości. I chociaż wcale nie chcę się wstydzić, wstydzę się na przekór. Właśnie na znak sprawiedliwości. Ja się wstydzę, oni mają źle – wszyscy mamy źle, jest po równo. Oni mają Angkor Wat, ja mam Pałac Kultury. Oni powód do dumy, ja powód do wstydu. Ani oni ani ja nie mamy z tym nic wspólnego. Ich dawni wodzowie – to, moi dawni – tamto. Pomniki. Powody do odmienności. Konkrety na pokaz. Kamienne namacalności. Istota zwiedzania innych światów. Rzecz trwa, stając się powodem do dumy lub do wstydu, a człowiek mija, w między czasie dostając w spadku te emocje.
Czasem nie do udźwignięcia.
Łatwiej patrzeć, chociaż patrzeć też nie łatwo – przeszkadza wstyd. Odwrócenie ról – ich powodem do dumy jest bieda, bo ta bieda jest na sprzedaż; moim powodem do wstydu jest brak biedy; oni mają, a ja nie. Ta bieda to ich bogactwo – towar na eksport. Dobrze się sprzedaje. Im młodszy sprzedawca, tym bardziej customer orientated. Stanowczo zbyt mało świat docenia dziecięcą niewinność. Zbyt bardzo, zbyt szybko dzisiaj, tutaj, na zachodzie chcemy być dorosłymi. Ale to Lolita ma władzę…
Te dzieci, oprócz towarów niepotrzebnych – długopisów, kumkających żab, kiczowatych widokówek, pierścionków z trzciny – sprzedają też siebie.
Sprzedają dziecko w sobie, nie dorosłego. Każde z nich dobiera sobie miejsce na sprzedaż; zajmuje jakiś kawałek przestrzeni, jakiś kąt i sprzedaje jego jestestwo. To może być rzeka, to może być świątynia albo dom na żerdziach. One wiedzą, że biały nie ma czerwonej rzeki ani buddyjskiej świątyni ani domku na kurzej łapce. Chce kupić te miejsca na pięć minut swojej obecności, więc rozdają, co łaska. Spełniają każde życzenie, zanim się pojawi.
– Something to drink, Sir? Something to eat, Madame? What do you want?
Magicy znajdowania w porę odpowiedzi na każde wstydliwie niezadane pytanie.
– No.Thank you, nothing.
– I have one nothing. It will cost one million dollars – odpowiada one dollar baby.
Facebook Comments