Szale z kaszmiru i sok z kokosa
Taki urok Indii, że nie tylko stoliki i krzesełka sprzed namiotu znikają, ale podpisy pod zdjęciami, a nawet całe artykuły, które człowiek napisał po ciemku (bo co chwilę nie ma prądu) i opublikował w przypadkowej przerwie jego obecności.
Przedstawiam więc jeszcze raz miłą panią, która sprzedaje sok kokosa i szale z Kaszmiru ma w głębokim poważaniu podobnie jak ja.
Za jej plecami widzicie papaje. Sok z nich nie jest trujący w przeciwieństwie do tego z arbuza. W tym kramiku z owocami w każdym razie wszystko jest zdrowe i w stosunkowo indyjskich cenach: kiść mini bananków dyndających na gwoździu – 50 INR, kokos do spożycia w całości, minus skórka oczywiście, 30 INR.*
* Wiem, że niektórzy, którzy mieszkali w Indiach przez wiele lat i zgłaszają prywatne zastrzeżenia co do treści opowiadań o Indiach, a w zasadzie nieindyjskim Goa, podniosą votum separatum, co do podawanych przeze mnie „w miarę indyjskich cen”. Te ceny są w praktyce wielokrotnie niższe, ale żeby je uzyskać należy kilka lat pomieszkać w Indiach.
W Indiach chodzi o to, żeby poczuć się jak maharadża
– olśniło mnie dzisiaj, kiedy wreszcie po raz pierwszy w życiu udało mi się robić NIC. Chociaż muszę od tego nic odliczyć poranne zalogowanie sie do banku – z sukcesem- i zamiast się ucieszyć z tego sukcesu, to się wkurzyłam. Mit taniego Goa trzeba włożyć do lamusa, zasuszyć między kartkami przewodników i zapomnieć…może do czasów low season, a nie na zawsze.
– Low season? – powtórzył moje pytanie recepcjonista z lokalnego „hotelu” – May till October. There is not so crowded then.
– But it rains in June through August, right?
– Yes. If u want to get the better prices, go to Kerala – dodał – bo to była rozmowa negocjacyjna, która przy okazji rozjaśniła definitywnie kwestię płatności przez internet lub kartą. – No, ma’am it takes 7 to 21 days with the Indian banks to make a transfer.
– What?!? – co oni robią z tymi pieniędzmi po drodze? Czekają na lepszy kurs? Rzucają zaklęcia? Defraudują?
Robienie NIC polega właśnie na wydawaniu pieniędzy.
Robienie „COŚ” jednak nie sprowadza się do prostej antytezy – do zarabiania. W tym celu należy robić COŚ z SENSEM, np. sprzedawać szale z kaszmiru i za wszelką cenę je sprzedawać. Jednak „za wszelką cenę”, nie mylić z „za każdą”, nie przynosi efektu. Nie rozumiem więc, dlaczego mieszkańcy Radżastanu trzymają się uparcie, nachalnie i nieskrycie tej błędnej strategii?
Akurat mnie to złości, bo obok Radżastanu jest fajny sok z kokosa, którego nikt mi nie wciska i też dlatego kupuję go codziennie, choć głównie z tego powodu, że po prostu chcę go kupić, bo mi smakuje i spełnia moje aktualne potrzeby w przeciwieństwie do szali z kaszmiru.
Sok z kokosa w przeciwieństwie do szali z kaszmiru ma mnóstwo zalet w tropikach
– It prevents dehydration – poinformowała mnie kojącym dla ucha brytyjskim akcentem poprzedniczka, czyli w tym przypadku, przodowniczka w kolejce. Cóż za miła odmiana po lokalnym angielskim, który póki co jest dla mnie średnio zrozumiały. Najpierw sączy się przez słomkę płyn o rzadkiej konsystencji w kolorze mleka rozcieńczonego wodą o smaku zdecydowanie innym niż mleko z kokosa sprzedawane w kartonie w Polsce. Mleko skondensowane robi się z innego kokosa – tego, który można kupić w naszych supermarketach. Potem łyżeczką wyciętą na miejscu z łupiny wyjada się miękki miąższ. Owocem można się najeść i napić jednocześnie…pod warunkiem, że spożyje się trzy na raz.
To nie jest blog poprawny politycznie – i w ogóle nie jest poprawny, bo ciężko się pisze na klawiaturze (EJ coś tam) do tabletu Samsung (8.4 coś tam), któremu wiecznie jest za gorąco, przy wciąż wyłączającej się elektryczności, dlatego na wszelki wypadek nie czytam tekstów po publikacji, żeby mi się włos na głowie nie zjeżył – więc walę prosto z mostu: Hindusi są jak Arabowie, czyli nachalni. Są tak nachalni, że jak konsekwentnie i całkiem nieudolnie podrywający mnie kelner, wciąż pyta „will u slap me if I ask u something?”, odpowiadam „so better don’t ask”, a myślę: ciebie to może akurat nie, ale tego z Radżastanu to z przyjemnością!
Jaka więc jest recepta maharadży na Hindusa?
Wydawanie rozkazów.
Hindusi uwielbiają rozkazy, nie znoszą pytań i próśb.
W ogóle ich nie słyszą, nie rozumieją.
– Could u, please, stop selling me the cashmere scarves, please?
– Oh, ma’am maybe this one?
Zielona lemoniada na żółtej poduszce
Z te pół litra przyjemności płacę 160 INR. W środku mięta, limonka, lód.
Ten ostatni kupowany od dystrybutora w kostkach przygotowywanych z wody butelkowanej. Tym sposobem lemoniada jest w 100% bezpieczna, w przeciwieństwie do wyciskanych soków, np. z arbuza. W kadrze znalazł się też kawałek klawiatury Samsung (EJ coś tam), która w bólach przyczynia się do pisania tego bloga.
Co jadłam w Indiach, za co przepłacałam i dlaczego stamtąd uciekłam, przeczytacie, klikając w pomarańczowe 😉
Facebook Comments