Pocztówka z Goa
Pierwszy raz do Indii? Leć na Goa!
Pocztówka z Goa kusi blichtrem taniej biżuterii stworzonej z kolorowych szkiełek, bo to ziarnko piasku w skali indyjskich możliwości. Bezbolesny ornament zaprojektowany kiedyś przez portugalskich jubilerów, aktualnie użyteczny turystycznie.
Od tej bezpiecznej namiastki indyjskości najłatwiej zacząć poznawanie kraju o powierzchni 1/3 Europy i kompletnie odmiennej tkance kulturowej. Na ponad 3 milionach km 2 gnieździ się 1/6 populacji globu, czyli ponad miliard mieszkańców. To państwo składa się z samych “ponad” i samych kolektywnych niepoprawności politycznych. Będzie tłok, myślisz, patrząc na statystyki przed wyjazdem. Dla porównania: Polska to 312 tys km 2 z lekkim przecinkiem i nawet nie 40 mln ludzi. Królestwo indywidualizmu i egocentryzmu. Popatrz jednak na te dane dokładniej. Ilu mężczyzn przypada na jedną kobietę w Polsce, a ilu w Indiach? A co się kryje pod tą kombinacją danych zaskakująco nie równych?
To pokazuje wiele nie tylko na temat kultury i realiów tego olbrzymiego kraju, ale też pozwala się przygotować kobiecie, która sama wybiera się właśnie w te rejony. Co może zastać? Z czym musi się liczyć?
Zostawiam Was z tą myślą…
Miłość albo nienawiść od pierwszego wejrzenia
Indie to mityczna kraina wielu wyobrażeń. Te bardziej klasyczne skojarzenia, można by zrobić sondę na polskich ulicach, to: bieda i oświecenie; kolory i brud; reinkarnacja i okrucieństwo; święte krowy i niedotykalni ludzie.
Kontrasty i przebodźcowanie – w sondzie ulicznej raczej nikt tak nie odpowie. Wielu jednak przypomni sobie oferty TUI, Neckermana albo ITAKI, które migają z szyb biur podróży gdzieś w centrach handlowych pomiędzy najnowszą kolekcją Benettona i Guessa i zobaczy oczami wyobraźni idyllę. Wakacyjny raj. Widokówkę. Pocztówka z Goa flirtuje z wyobraźnią tęskniącą do egzotyki.
Na zdjęciu przykład światów równoległych.
A na miejscu? W Indiach choćby nawet na Goa
wychodzisz z lotniska i uderza cię szok kulturowy, świetnie opisany w książce Eat, Pray, Love. Tłok, ścisk, decybele i dotykalność. Dużo ludzi na małej przestrzeni tworzy inne wzorce dystansu, w zasadzie jego brak. To już wiesz, np. z lektury Ukrytego wymiaru. (Może również czytałeś/aś Lalki w ogniu Pauliny Wilk? Polecam też Pojutrze. O miastach przyszłości tej autorki.) Wracając na grunt nauki, amerykański etnolog z Harvardu opowiedział ci wcześniej o tym, czego właśnie doświadczasz. Nagle znajdujesz się we władzy innej proksemiki. Indie to nie Japonia, gdzie w tłoku ludzie potrafią się wyobcować. Musisz kochać ludzi, ich bliskość na każdym kroku, z każdym wyciągnięciem ich dłoni po to, żeby cię dotknąć, zaczepić, poprosić o pieniądze. Wiele z tych sytuacji możesz uniknąć, dekując się w jakiejkolwiek enklawie turystycznej, np. na Goa albo w Kerali. Tutaj, gdzie istnieją oddzielne plaże dla białych i dla Hindusów. Rasizm, powiesz? A może po prostu te bajkowe wakacje z pocztówki? Palmy, puste połacie rajskiego piasku, lazurowo- szmaragdowy kolor Oceanu Indyjskiego i drinki z parasolką. I pod nią – w cieniu, bo ostre słońce jest zdradliwe dla białej skóry.
Ale pójdź na lokalną plażę. Zobaczysz gęstość zaludnienia.
Dla porównania dzikie wybrzeże dostępnę skuterem i zupełnym przypadkiem.
Pamiątkowe zdjęcie z indyjskich wakacji
Poczujesz się jak na Khao San Road w Bangkoku, nie dlatego że tyle ludzi, choć też, ale dlatego że tak głośno. Ubierz się w sari, w każdym razie zapomnij o bikini, i przejdź się plażą. Nie będziesz długo sama. Nawet towarzystwo męża nie uchroni cię przed pytaniami do męża, czy oni chłopcy – każdy z osobna i wszyscy razem – mogą się z tobą sfotografować. Możesz zyskać dużo pamiątkowych ujęć z podróży, bo chętnie prześlą ci zdjęcia, bo chcieliby i twojego fejsbuka i numer telefonu i adres hotelu i sprzedać ci szale z kaszmiru i sok z kokosa i breloczki i przyprawy i całą masę cennych, koniecznych do zakupienia przedmiotów pierwszej potrzeby i wyższej konieczności.
To chyba nie ta pocztówka z Goa, której oczekiwałaś?
Turysta wiedzieć powinien…
W wersji luksusowej tych wakacji na pewno ich nie spotkasz, za to doświadczysz bardzo dużo kurtuazji na każdym kroku. Good morning, madame! Yes, madame! As you wish, madame! Naprawdę poczujesz się jak madame z wykrzyknikiem i ten stan może być bardzo nobilitujący. Zostałaś właśnie mianowana maharadżą albo raczej jego żoną. Żeby przetrwać te hołdy w zdrowiu, pij dużo soku z kokosa (jest wyśmienity, zawiera sporą dawkę elektrolitów i chroni przed odwodnieniem), salty lasi (działa podobnie), a jeśli trafisz przez przypadek do lokalnej knajpki, przetestuj lemoniadę z limonki ze szczyptą…soli. To tradycyjny hinduski napój.
Na zdjęciu turystyczna lemoniada bez soli.
Inne akcesoria
Na krótkie wypady wynajmij skuter. W tym celu nie potrzebujesz nic oprócz 150 – 300 rupii. Ksero paszportu upoważnia cię do prowadzenia pojazdu. Czy potrafisz nim kierować to już inna sprawa. Nauka jazdy dla chętnych znajduje się tutaj. Na drogach zastaniesz nie tylko inne pojazdy, ale też stada krów i psów. Oczywiście obowiązkowo zderzysz się z ruchem lewostronnym, choć trudno jednoznacznie tak go określić.
Jeśli lądujesz na Goa, to koniecznie zakup w Polsce ok. 3 tysięcy rupii. Będzie cię to kosztować dużo mniej niż wymiana dolarów w banku na lotnisku, zresztą niekoniecznie otwartym w środku nocy, a bardzo dużo lotów z Europy dociera tam w godzinach wczesnoporannych.
Bankomaty w Indiach bywają zawodne. Ten znajduje się na Goa, dlatego został podpisany cyrylicą.
Oznacza to również konieczność wzięcia taksówki lub zastosowania wariantu, który polecam: czujnej drzemki w poczekalni do godziny około ósmej rano. Nie tylko dlatego, żeby jechać autobusem (co jest dużo ciekawszym i tańszym doświadczeniem), ale dlatego, że wszystkie hotele na Goa – włącznie z tym, gdzie masz zabukowany i opłacony nocleg – otwierają recepcję o tej godzinie.
Jak już się oswoisz z realiami na miejscu (minimum 3 dni maksimum wiele miesięcy), to z pewnością pokochasz ten kraj miłością od drugiego wejrzenia. Jest tak bardzo inny, nieobliczalny, irytująco wieloznaczny, że możesz tej miłości poświęcić całe swoje życie.
Pocztówka z Goa
Ale najpierw wyląduj, daj się ponieść, zaskoczyć i nie oczekuj pocztówki. Chyba, że po nią jedziesz. W tym przypadku polecam hotel H2O na Agonda Beach
i koniecznie unikanie rozmów z kelnerami z Kaszmiru i Radżastanu. Mają nakaz mówienia do wszystkich: yes madame, yes sir i zakaz wdawania się w zbędne rozmowy, więc nie dowiesz się od nich nic na temat działań wojennych i przemytu na granicach Pakistanu. Nie opowiedzą ci o tym, dlaczego uciekli na Goa – do enklawy turystycznej, gdzie można nieźle zarobić i w dodatku w miarę legalnie, gdzie można pić alkohol, będąc muzułmaniem i nie wspomną o kobietach z Europy i ze Stanów Zjednoczonych, które płacą im za towarzystwo. Możesz za to skorzystać ze szkół jogi, przewartościować swoje życie, słuchając nauk guru i poznać Indie na swój sposób.
Możesz dostać tam dokładnie to, czego szukasz.
Ja do Indii leciałam na wszelki wypadek z biletem w jedną stronę, bo znam takich, którzy tam zostali na 10 lat…
Pocztówka z Goa tkwi w kieszeni moich wspomnień. Wyblakła. Dojrzałam też cień rewersu. Na moich palcach zostały ślady rozpuszczalnika, którego Maja użyła do wytrawienia obrazu.
Plamy, zagięte rogi i inne niedoskonałości widoczne są także w tym artykule. Nie mam pomysłu, jak je usunąć…
***
Po więcej moich subiektywnych wrażeń z tych okolic oraz innych przygód około indyjskich zapraszam do działu INDIE.
Poniżej kilka rozdziałów 🙂
Facebook Comments