Devil’s ride
Skuter na Goa to dobra inwestycja. Wypożyczenie dwuśladu od wschodu do zachodu słońca to koszt 300 INR.
Przy miesięcznym leasingu i umiejętnej argumentacji ceny spadają do 150 INR dziennie. Paliwo sprzedawane w plastikowych litrowych butelkach (70-80 INR) jest do nabycia w każdym storze z makatkami, dywanami, masażami i papierosami, a nawet czasem bananami.
Tuktukowy wariant podróży będzie Was kosztował 150- 300 INR niezależnie od dystansu. Co się bardziej opłaca?
Jakbyście przypadkiem zamarzyli o indyjskiej taksówce, przeczytajcie koniecznie, czym to grozi.
– Slooooowly!!! Ma’am, slooowly!!! – usłyszałam za plecami.
Krowa zdążyła odsunąć głowę i, na szczęście, rogi, pies uskoczył na bok, skuter jadący z naprzeciwka gwałtownie przyspieszył, wchodząc slalomem w ślizg, przerażony przechodzień zanurkował w czeluści dywanów i innych szmatek z kaszmiru, właściciel kramiku schował się za ladą (nie wiem, czy to był dobry pomysł), ale stragan ani drgnął…!
O Boże!!! Jechałam na skuterze!!!
W ruchu lewostronnym, na indyjskiej ulicy, po raz pierwszy w życiu!
Prosto do środka sklepu!
– U will drive. It’s easy – zapewniał mnie niejeden, a jako ostatni mój nauczyciel, z którym odbyłam jedyną 15 minutową lekcję.
I miał rację: I drove eventually…
Ten kwadrans ogólnie uważam za udany, choć jakoś umknął nam temat ósemek, parkowania i włączania się do ruchu, nie mówiąc o skrętach w prawo pod górkę. To pierwsze szybko okazało się umiejętnością absolutnie niezbędną. Podobnie jak pozostałe.
Wbrew pozorom klakson w Indiach zupełnie nie jest potrzebny, a akurat wiedziałam, jak trąbić oraz włączyć światła. Nikt na niego nie reaguje, nawet krowy, które w gruncie rzeczy są przyjazne, więc dementuję poprzedni post. Jeśli kierujący skuterem znajdzie się przypadkowo w samym środku stada krów, może liczyć na wyrozumiałość. Na pysk na kierownicy, ciepłe chrapanie na ramieniu i nawet usłużne popchniecie tylnego zderzaka. Nie ma się czego bać, w przeciwieństwie do straganów, które konsekwentnie lekceważą czyhające na nie zagrożenia.
Z przydatnych informacji dodam jeszcze, że o ile nie jedziecie szybciej niż 40 km/h, to nie spada Wam kapelusz z głowy.
W innym razie warto mieć mocowanie, zwłaszcza jak się nie umie robić ósemek. Aha, i proszę mi tu nie podsyłać linków do seksownych kasków, bo nawet kabla USB w zastanych okolicznościach przyrody nie mogę nigdzie kupić, a w kasku to widziałam jednego Kalifornijczyka…pod wpływem intensywnego zachwytu rzeczywistością, więc zdecydowanie kask mu był potrzebny, tj. mógł okazać się przydatny, jeśli jego właściciel zachwyciłby się za bardzo…
Być może takie widoki odurzyły Kalifornijczyka…
Albo zagapił się na ten drogowskaz…
***
Pozostałe epizody indyjskie czyhają tutaj.
Facebook Comments