Prace fotograficzne kolumbijskiej fotografki na wystawie w Kuala Lumpur
|||

Święty ogień i ocałe chusty

Islam w mitach, legendach i realu

W przedostatnim dniu dzieła stworzenia Allach powołał do istnienia ogień Samum, który nie dawał ani ciepła ani dymu. Następnie z czystego płomienia (maridż) uformował Dżanna. Ten potężny duch nazwany został Maridż, a jego żona, która również została stworzona z czystego płomienia, Maridża. Dżann zbliżył się do niej i urodziła mu syna, którego nazwała Dżinn.
Dżannowi rodzili się synowie, a Dżinnowi córki. Potomstwo łączyło się ze sobą i w ten sposób pojawiło się siedemdziesiąt tysięcy plemion demonów. Liczba ta powiększała się stale, aż w końcu stały się tak liczne jak ziarnka piasku na pustyni.
Cytat pochodzi z książki Ryszarda Piwińskiego Mity i legendy w krainie proroka.
A zdjęcie z Masjid Negara w Kuala Lumpur.

Jak z buddyzmu zanurkowałam w islam

Znalazłam się tam przypadkiem. Tzn. w meczecie z premedytacją, ale Malezji nie miałam w planach. Zastanawiałam się, gdzie się udać dalej z przystanku Bangkok. Karaluchy i szczury w Chinatown doskwierały mi coraz bardziej – zerknęłam pod nogi znad ekranu tabletu, na którym przeglądałam opcje, i tak kupiłam bilet do Kuala Lumpur. Lion Air. Kuszetka wyniosłaby tyle samo. Finansowo. Niecałe 2 godziny kontra kilkanaście z przesiadkami, jeśli liczyć by w jednostkach czasu. Taką mam zasadę nie tylko w podróży – kalkuluję. W życiu również. Minimalizacja kosztów, maksymalizacja zysków. Oczywiście nie zawsze mi wychodzi, wtedy się wściekam, że nie jestem lepsza w te klocki i moje wysokie standardy psują mi humor. Na szczęście na chwilę.
W tej zasadzie zawiera się również odpowiedź na pytanie, skąd mam pieniądze na podróże. Jadę tam, gdzie najtaniej, chociaż kusi mnie wręcz przeciwnie. Poruszam się po linii najmniejszego oporu. Jeśli nie da się przekroczyć granicy drogą lądową (moją ulubioną drogą, bo bez wątpienia zawsze pełną przygód i niespodzianek oraz tego cudownego szoku wizualno-kulturowego, którego człowiek może doświadczyć, wykonując ten jeden krok do przodu), to trudno. Może w tym zaoszczędzonym czasie zdarzy się inna przygoda?
W autobusie odjeżdżającym z Kota Bharu w kierunku tajskiej granicy lub na „przejściu dla pieszych”. Pod spodem różne sposoby. Jak przedostać się na drugą stronę ulicy. Grupowo, na parasolkę, na bieg, na slalom.

A właściwie z hinduizmu w islam

Tak naprawdę zamierzałam spędzić 6 miesięcy w Indiach . Milutki hinduizm wydawał mi się bardziej miękki i bajkowy niż wredny, twardy islam. Mimo różnych plotek, a może właśnie ze względu na głuchy telefon, stereotypy i magiczne wyobrażenia trzymały mnie mocno w ryzach czarnobiałej optyki. Bałam się Malezji. Bałam się tych kobiet zniewolonych. Ja wyzwolona, odważna kobieta Zachodu, która przecież nie lubi Europy, bo tu sztywno i ciasno i ordnungi i litania po sznurku powinności od urodzenia przez korporację po śmierć.
Bałam się też muzułmańskich terrorystów. Bo przecież zamachy, dżihad, krucjaty i biada niewiernym. Wszystko, co złe to islam, a wszystko co dobre to katolicka Europa MacŚwiata.
Żartowałam.
Daliście się na to nabrać?
No dobra, przyznaję bez bicia, wcale się nie bałam. Ale na pewno się myliłam. Gdybym zawsze chciała mieć rację, niczego bym nie weryfikowała. Na wszelki wypadek nie wybrałabym się w żadną podróż. Może nawet nie wychodziłabym z domu. Otaczałabym się ludźmi wspierającymi moją rację. Urządzałabym krucjaty i przewodziła marszom przeciwko krucjatom. W każdym razie byłabym nieomylna w swoich sądach i nieustraszona w gromadzeniu dowodów na ich słuszność.

Malezja to nie tylko islam

ale bogaty kraj pełen kontrastów. Infrastruktura, jakość obsługi klienta, transport, drogi to wszystko bije polskie standardy na głowę. W Kuala Lumpur najbardziej eleganckie kobiety, w najdroższych kolorowych strojach to muzułmanki. Makijaż permanentny, torebki od projektantów – powiew luksusu z dziewiątego piętra Galerii Mokotów. Oczywiście w Warszawie takiego nie ma. W tym samym kraju w rejonie przygranicznym z Tajlandią, gdzie spędziłam ramadan – zupełnie inny krajobraz. Bieda, wielodzietne ubogie rodziny, napisy po arabsku – więc człowiek wysiadając na dworcu autobusowym, ma wrażenie, że wjechał do innego państwa. Na ulicach całe grupy dziewcząt w białych strojach – muzułmańskich mundurkach oznaczających uczennice szkoły koranicznej. W ramadanie wszystko zamknięte. Oddzielne kasy dla kobiet i dla mężczyzn.

Z kolei Penang to królestwo Chińczyków, więc dla odmiany wszyscy pijani – totalne rozluźnienie obyczajów.

W tym kraju Hindusi, Malajowie i Chińczycy żyją obok siebie i tworzy się wielobarwna mieszanka kultur. Chińczycy zachowują swoją odrębność, zajmują się handlem, sprzedają alkohol…i narkotyki. Niezależni, niezasymilowani, bezkarni. Za to skonfliktowane nacje to Hindusi i Malajowie, podobnie jak w Indiach, gdzie muzułmanin nie jest pełnoprawnym obywatelem…choćby był Hindusem. Nieoficjalnie słyszy się o dużej ilości prześladowań. Indyjskie sankcje prawne dotyczą mniejszości muzułmańskich. Te z kolei odwdzięczają się zabójstwami murtadd. Też w Malezji. Ktokolwiek, kto chce poślubić muzułmanina/ muzułmankę musi przejść na islam. Oczywiście dzieci z takiego małżeństwa też przyjmują tę religię z nakazu – aktu urodzenia. Za homoseksualizm dokonuje się samosądów. Populacja islamska notuje przyrost skokowy, bo Chińczycy mają mało dzieci, choć nie zabija się już dziewczynek, przynajmniej w Malezji, za to w Indiach w najniższych kastach, oficjalnie zniesionych w latach 50, ten proceder trwa nadal.

Nie kusiłaś losu? Nosiłaś burkę?

Zapytał mnie w wywiadzie dla Natemat bardzo miły dziennikarz, który wykazał się niesamowitą cierpliwością do moich poprawek nie po linii programowej portalu, skutkujących autoryzacją trwającą ponad miesiąc i jednak bardzo znacznym okrojeniem materiału.

– Oczywiście, że nie nosiłam! – odpowiedziałam i po przecinku oraz wykrzykniku, bo to pytanie zawiera zwalającą z nóg presupozycję –

W swoich podróżach po krajach islamskich widziałam może kilka, kilkanaście kobiet w burkach, ale nie byłam w żadnym państwie stosującym prawo szariatu ani w żadnym rejonie skrajnie fundamentalistycznego islamu (mogę podrzuć rozmówców).
Spotykałam kobiety w czadorach i nikabach, z oczywiście obowiązkową abają, ale najczęstszym widokiem na malezyjskich,
tureckich, egipskich, palestyńskich ulicach są chimary, al-amiry, przede wszystkim jednak hidżaby (chusta zasłaniająca jedynie włosy). Te dwa ostatnie nakrycia głowy nosiłam, choć po Malezji poruszałam się zawsze „po świecku”.

Zagadka dla czytelników: w jakich strojach widzicie kobiety na załączonych zdjęciach? Nagród nie rozlosuję 😉

Czarnobiałe fotografie to moja fragmentaryczna dokumentacja wystawy z National Visual Arts Gallery w Kuala Lumpur. To miasto oprócz meczetów posiada imponującą ilość galerii sztuki. Większość oczywiście prezentuje dorobek islamu.

20150516_115830cc

Zdjęcia latynoskiej fotografki są mi bardzo bliskie. W patrzeniu na to, co obce. Możecie porównać z moim pracami z artykułu Zostawcie Titanica.

20150516_120242cckadr

20150516_120139cx

Facebook Comments

Podobne wpisy